-start-
Ryszard „Ryś” Łazarski - patron, założyciel i pierwszy Rektor Uczelni Łazarskiego w Warszawie; uczestnik Powstania Warszawskiego; członek Światowego Związku Żołnierzy AK i Związku Powstańców Warszawskich.
Data urodzenia – 20 września 1926 r.
Data śmierci – 8 kwietnia 2000 r.
Stopień – strzelec
Oddział - Komenda Główna Armii Krajowej - pułk „Baszta” - batalion „Bałtyk” - kompania B-2 - I pluton
Odznaczenia
Wyróżnienia
Ryszard „Ryś” Łazarski był uczestnikiem Powstania Warszawskiego, żołnierzem Armii Krajowej Pułku „Baszta”, w listopadzie 1943 roku został zaprzysiężony w 1. sekcji IV drużyny, 1. plutonu kompania B2. Od złożenia przysięgi do wybuchu Powstania przechodził przeszkolenie wojskowe razem z 1. sekcją IV drużyny.
W dzień wybuchu Powstania Warszawskiego - 1 sierpnia 1944 r. - został wydany rozkaz zbiórki na ul. Madalińskiego w pełnym uzbrojeniu. Pluton zebrał się w pełnym, 62 osobowym, składzie. Stąd z tym oddziałem „Ryś” wyruszył do walki. Zgodnie z rozkazem jako żołnierz plutonu wziął udział w ataku na Szkołę Rękodzielniczą (róg ul. Kazimierzowskiej i ul. Narbutta). Po całonocnej walce pluton wycofał się, następnie otrzymał rozkaz zdobycia szkoły przy ul. Woronicza. Po jej zdobyciu, wraz ze zdziesiątkowanym plutonem, przedarł się w kierunku Fortu Mokotowskiego. Tutaj pluton, w składzie którego był Ryszard Łazarski, został ostrzelany przez oddziały niemieckie i właściwie przestał istnieć. Rannego „Rysia” łączniczka „Jaga” zaprowadziła na ul. Puławską 132.
27.09.1944 r. kompania B2 otrzymała rozkaz wejścia do kanałów na rogu ul. Bałuckiego i ul. Odolańskiej. Ryszard Łazarski szedł kanałem, wysokim na ok. 90 cm (w tym 1/3 zajmowały wyschnięte nieczystości) do ul. Puławskiej, do czasu wrzucenia przez Niemców karbidu, który spowodował odwrót.
Jeńców przetransportowano do Pruszkowa, skąd „Rysia” wraz z innymi Powstańcami przewieziono w bydlęcych wagonach do Sochaczewa, a następnie w podobnych wagonach do Stalagu XB w Sandbostel (nr jeniecki 221974). W listopadzie 1945 r. pierwszym transportem wrócił do Polski.
„Niepokorny optymista” – jak o Nim mówiono - niezwykle zaangażowany we wszystko, co robił, tryskał wciąż nowymi pomysłami, czasem zdawałoby się wręcz nierealnymi, ale On je realizował. Wszystko musiało być dopracowane do ostatniego szczegółu, był bardzo wymagający, ale jednocześnie pełen wyrozumiałości w stosunku do młodzieży i współpracowników. Zawsze znajdował czas, aby porozmawiać, doradzić, pomóc. Współpracownicy i studenci wspominają Go jako człowieka o niespożytej energii i ogromnej życzliwości, umiejącego cieszyć się sukcesami innych i tak zwyczajnie po ludzku dobrego.
Powstaniec i żołnierz Pułku AK „Baszta” Eugeniusz Tyrajski w swoich wspomnieniach zdaje relację, że lokalizacja obecnej siedziby Uczelni Łazarskiego (ul. Świeradowska 43) to miejsce, które miało dla Ryszarda Łazarskiego sentymentalne znaczenie, ponieważ w tej okolicy 2 sierpnia 1944 roku został ciężko ranny podczas ataku jego kompanii B2 Pułku AK „Baszta” na fort przy ulicy Smyczkowej.
Budowa kampusu Uczelni była od lat spełnieniem najskrytszych marzeń Ryszarda Łazarskiego, a ich uwieńczeniem było uroczyste wmurowanie kamienia węgielnego pod kampus 4 lipca 1996, którego dokonał Prymas Polski, jego eminencja Kardynał dr Józef Glemp. Do tego czasu zajęcia dydaktyczne odbywały się w różnych miejscach w Warszawie. Ryszard Łazarski dołożył również wszelkich starań, aby uczelnia jako pierwsza posiadała własną kaplicę.
„Pewnego dnia oświadczył, będąc już ciężko chorym, ale wciąż mocno zaangażowanym w budowę uczelni, że stworzy uczelnię wzorcową, że będzie to jedna z pierwszych niepublicznych uczelni. Jednak wówczas podkreślił, że aby być jej Rektorem, musi najpierw napisać doktorat. I rzeczywiście po trzech latach zostałem zaproszony na uroczystą obronę. Starania Ryszarda o otwarcie Wydziału Prawa były przez większość uważane za niemożliwe do zrealizowania. Jeden ze specjalistów w dziedzinie prawa powiedział: „Kaktus mi prędzej na ręce wyrośnie niż Pan Rektor otworzy tu Wydział Prawa, lobby uczelni państwowych na pewno do tego nie dopuści”. Ale oczywiście Rektor i tym razem dopiął swego. To potwierdza jego konsekwencję, jego upór, ale jednocześnie pracowitość. Przychodził pierwszy na uczelnię i praktycznie wychodził ostatni. Pod koniec życia powiedział: „Widzi Pan, Panie Dziekanie, że Uczelnia kwitnie, ale niech Pan pamięta, żeby ta uczelnia nosiła kiedyś moje imię”.
Prof. dr hab. Józef Fiszer
Wykładowca Uczelni Łazarskiego, były Dziekan Wydziału Menedżerskiego, bliski współpracownik Ryszarda Łazarskiego
„Cieszymy się, że mówicie po polsku, że macie taką piękną szkołę, która jest dziełem życia nieżyjącego już dziś naszego kolegi z barykad, żołnierza pułku „Baszta” Ryszarda Łazarskiego. Cześć Jego Pamięci”.
„Zwracamy się do Was! My niegdyś młodzi z Powstania, dziś starzy zniszczeni walką, życiem, późniejszymi represjami. Wielu z nas już odeszło . Patrzymy na Was z radością i satysfakcją”.
Pierwsze niemieckie bomby spadły na Warszawę w chwili wybuchu II wojny światowej w 1939 roku. Naloty na stolicę trwały cały miesiąc, a w bombardowaniu brało udział blisko 350 bombowców. Na Warszawę spadło prawie 630 ton bomb burzących i zapalających. W mieście wybuchło około 200 pożarów. Podczas oblężenia tylko w samym wrześniu 1939 zniszczeniu uległo 12% zabudowy Warszawy, a w ciągu całej wojny - około 85%.
Niewiele osób wie, że twarzy pomnikowi warszawskiej syrenki „użyczyła” 23-letnia poetka Krystyna Krahelska, która była także sanitariuszką w Powstaniu Warszawskim.
Wiersze i piosenki pisała od 1928 r. Najbardziej znaną swoją piosenkę „Hej, chłopcy, bagnet na broń!” napisała w styczniu 1943 r. dla żołnierzy pułku „Baszta”. Była to najpopularniejsza piosenka żołnierska Polski Walczącej i Powstania Warszawskiego.
O pomniku Syreny mówi sama artystka – Ludwika Nitschowa: „Wyrzeźbiona przeze mnie twarz Syreny warszawskiej jest twarzą Krystyny zmonumentalizowaną, aby nie było tak łatwo rozpoznać Krysię, chodzącą ulicami, co by Ją może krępowało. Bo chodziła ulicami warszawskimi prosta, wysoka, jaśniejąca uśmiechem wewnętrznej młodzieńczej radości i siły, gotowa na wszystko, co uczciwe, sprawiedliwe i piękne”.
Od początku istnienia Polskiego Państwa Podziemnego władze konspiracyjne poszukiwały identyfikacji graficznej, którą można by wykorzystać w propagandowej walce z okupantem. Konkurs wygrał projekt połączonych liter „P” i „W”, przypominający kotwicę, który stał się jednym z najpopularniejszych symboli patriotycznych.
Sprawa autorstwa znaku nie została do końca wyjaśniona. Według niektórych informacji symbol został opracowany w jednym z żeńskich zespołów harcerskich, a jego pomysłodawczynią miała być Anna Smoleńska „Hanka”. Postać wybitnej działaczki harcerskiej jako twórczyni znaku „Kotwicy” powszechnie przyjęła się w opinii publicznej i w środowisku historyków-amatorów oraz publicystów.
W momencie wybuchu Powstania w 1944 r., które w założeniu miało trwać 3-4 dni, nie zastanawiano się nad przydatnością kanałów do komunikacji i łączności. Okazało się jednak, że sieć kanałów została wykorzystana do transportu broni i amunicji, a następnie ewakuacji znacznych sił powstańczych z upadających dzielnic. Powstańcy idący kanałami czuli pod nogami porzuconą broń, a czasami ciała tych, którzy nie wytrzymali trudów wędrówki. Na kocach niesiono ciała ciężko rannych, których udało się wnieść do kanału.
Fragment relacji uczestniczki patrolu kanałowego idącego ze Śródmieścia na Stare Miasto:
„Po żelaznych klamrach opuszczamy się w dół cementowej studni. Ekipa liczy kilkanaście osób, w tym przewodnik. Na dole otrzymujemy drewniane drążki o długości ok. 50 cm. Grzbiet trze o sklepienie, kamienny strop przygniata do ziemi. Po pewnym czasie człowieka zaczyna ogarniać szaleństwo. Odrzucamy drążki i idziemy na kolanach. Dołem płynie obrzydliwie cuchnąca maź. Na dnie kanału leży piasek i miejscami ostry żwir. Zaczynają nieznośnie boleć kolana, palić żywym ogniem”.
Założyciel Uczelni Łazarskiego – Ryszard „Ryś” Łazarski – będący w kompani B2 w 1944 roku, po otrzymaniu rozkazu wejścia do kanałów na rogu ul. Bałuckiego i ul. Odolańskiej szedł kanałem wysokim na około 90 cm, gdzie 1/3 zajmowały wyschnięte nieczystości, do ul. Puławskiej do czasu wrzucenia przez Niemców karbidu, na skutek którego nastąpił odwrót. Wraz z innymi powstańcami wyszedł z kanału, gdzie czekali na nich Niemcy. Kazali im zdjąć buty i koszule, stanąć twarzą do płotu i położyć na nim ręce. Za powstańcami ustawili karabiny maszynowe skierowane w ich plecy. W ostatniej chwili nadszedł starszy rangą Niemiec, który powiedział: „To nie są bandyci, to są jeńcy”.
„Prowadziłem ogień z karabinu z sąsiedniego okna. Gdy na moment wychyliłem głowę poczułem ciepło na włosach. Odwróciłem się i zobaczyłem na mojej wysokości dziurę w ścianie. Gdybym ułamek sekundy wcześniej podniósł głowę dostałbym pocisk w samo czoło. Jeszcze raz okazało się, że mam wielkie szczęście, Opatrzność czuwała nade mną”.
„Na treningowym torze wyścigowym zostało wielu zabitych i rannych. Wśród nich zginął tam 16-letni "Drzazga II". Był bardzo zdolny, przed Powstaniem pomagałem mu w nauce, pożyczałem książki. Po 5 dniach spotkałem na Czerniakowie jego matkę. Gdybym ją zobaczył pierwszy, uciekłbym ukradkiem. Ona dosłownie chwyciła mnie za rękaw. „Gdzie jest Jurek?”. Mnie zamurowało...”
„Powstanie musiało być, nie było szansy, żeby go nie było. Przecież atmosfera w Warszawie była wybuchowa, ludzie się przez lata przygotowywali do tego. Jak teraz można było powiedzieć: „Nic nie robimy”? Atmosfera była taka: „Po co myśmy byli w tej cholernej konspiracji?! Po co myśmy się przygotowywali?! Po co my się uczyli, jak walczyć, jeżeli teraz nie możemy walczyć, bo nie potrzeba?!”
„Przyszedł Niemiec mówił, zdaje się, po śląsku: „Będziecie jutro paleni. Zakopcie, co macie. Weźcie, co macie”. Jeszcze żeśmy chleb sobie upiekli. Zapasy żeśmy zrobili. Żeśmy czekali. Przyszli po dwóch dniach, pootwierali okna, wypędzili z domu, wpuścili rurę, co mieli jeszcze na plecach, i parę bomb, i tak po kolei, dom za domem”.
„Zaczęły się przygotowania. Koledzy zbudowali ołtarz polowy. Początkowo Teresa miała brać ślub w mundurze, ale dzień przed ślubem dziewczyny zdobyły gdzieś kupon białego materiału i w nocy uszyły piękny kostium. Ja pojechałem samochodem do oddalonego od nas o 20 km cywilnego obozu polskiego w Wetzlar i przywiozłem stamtąd polskiego księdza. 12 sierpnia 1945 r. w pięknej scenerii górzystej Hesji przy ołtarzu polowym z białym orłem nad ołtarzem polski ksiądz udzielił ślubu Teresie Kuklińskiej ps. „Basia”, łączniczce/sanitariuszce batalionu AK „Oaza” i Eugeniuszowi Tyrajskiemu ps. „Sęk”, żołnierzowi kompanii K-2 pułku AK „Baszta”.
„Z okien widziałem właśnie rozstrzeliwanie tych sześćdziesięciu czy stu ludzi, którzy z zakneblowanymi ustami ustawiani byli pod karabiny maszynowe, dwa, i potem wrzucani na samochód. To widziałem, to rozstrzelanie. W ogóle, jak się do szkoły chodziło, to się czytało plakaty, że rozstrzelano lub powieszono tu tyle, tu tyle”.
„Warszawa była wzięta w dwa ognie, każde rozwiązanie musiało się zakończyć tragedią. Takie jest moje przekonanie. Gdyby Powstanie nie wybuchło, to i tak Warszawa zostałaby zburzona, a mieszkańcy wymordowani, ich ciała pogrzebane w rowach kilometrowej długości. To było uczucie tak przepotężne, że oto jesteśmy niepodlegli, że potem nawet straszliwa tragedia i katastrofa, która nas spotkała była właściwie honorowym zakończeniem”.
„Półtora tysiąca ludzi weszło do kanału. Z tyłu krzyczą: „Do przodu!”, a z przodu krzyczą: „Niemcy!”, a ja tu jestem w środku. Zgniatają mnie, siedzę na trupie. A kanał jest taki metr dziesięć. Trup leży, a ja kolanami na nim leżę. Myślę sobie tak: „Jeżeli zobaczę światło, to wyjdę, żeby nawet mnie Niemcy złapali!”. Pięćdziesiąt metrów od Dworkowej zacząłem wychodzić. Wyszedłem, wróciłem na... Jak to się nazywa ta ulica? Za mną zaczęli też wychodzić chłopcy, bo krzyczeli: „Niemcy rozwalają! Niemcy rozwalają!”. Gdybyśmy poszli trochę dalej, to byśmy po prostu zginęli”.
„Ojciec wyszedł kupić prezent dla mojej mamy na rocznicę ślubu i dla mojej przyjaciółki na Wandy i dla mnie z powodu matury. I to był czerwiec 1942 roku. Wyszedł i nie wrócił… Nigdzie go potem nie znalazłam, absolutnie. Nie wiem, tak się stało. Wiem, że potem myśmy się na wszelki wypadek wyniosły z domu i Niemcy się tam zjawili…”
„Przede wszystkim niebezpieczne momenty były w domu, ponieważ mój brat bardzo wcześnie przeszedł do konspiracji, ale już bardzo poważnej. Pamiętam taki bardzo trudny moment, kiedy brat przyszedł na Gwiazdkę do domu i ojciec powiedział, że ma opuścić dom. Mój brat płakał jak dziecko. Dla nas Wigilia, tak jak dla każdego Polaka, to było wielkie święto rodzinne. Brat wyszedł, a pół godziny później przyszli Niemcy z rewizją”.
„Wieczne są dyskusje, czy powstanie było potrzebne, czy niepotrzebne, czy musiało być, czy nie musiało być. Słuchajcie, myśmy żyli takim pięknym życiem – Powstanie musiało być, myśmy musieli w to wejść. To było nie do uniknięcia, byliśmy przepełnieni zapałem i wiedzieliśmy, że musimy wyrównać z Niemcami rachunki”.
„Najgorsza była myśl: „Kto następny?”. Zawsze myślałem: „Boże, jak zostanę zabity, to trudno, jak zostanę ranny, aby nie w nogi, żeby w ręce, żeby móc uciekać od tego. Jak w nogi, to nie będzie miał kto przynieść. Może się i tak zdarzyć”.
„Każdego dnia było niebezpiecznie. Trudno powiedzieć, były gorsze chwile, lepsze chwile, ale niebezpieczeństwo było non stop, bo przecież i artyleria nas tłukła, ryczące krowy bez przerwy ryczały, samoloty bombardowały. W ogóle nie spaliśmy. Nie wiem, jak to jest, że wytrzymaliśmy…”
„Chyba najgorszym dniem, to był jednak dzień kapitulacji 27 września, kiedy my, na Mokotowie, po pięćdziesięciu siedmiu dniach euforii, poczucia wolności, polskości, raptem znów zobaczyliśmy idących na nas tyralierą Niemców i zajmujących nasze pozycje. To chyba był najbardziej dramatyczny moment. Świadomość, że wszystko znów runęło, że jednak nie skończyło się to jak naiwnie młodzież w moim wieku wierzyła, że na pewno Powstanie zwycięży”.
„Powiem, że mimo grozy, mimo tragedii, jakie się działy, wspominam to jako coś cudownego pod tym względem, że był patriotyzm, że była jedność, że jeden drugiemu pomagał i to były chwile niezapomniane po prostu. Takiego patriotyzmu nie widziałam później już nigdy”.
29 lipca 1944r. radio moskiewskie nadawało w języku polskim: ,,Wezwanie do Warszawy: Walczcie przeciwko Niemcom. Warszawa bez wątpienia słyszy już huk armat w bitwie, która przyniesie jej wyzwolenie: - dla Warszawy, która nigdy się nie poddała i nigdy nie ustała w walce, godzina czynu wybiła…’’.
1 sierpnia 1944r. mieszkańcy Warszawy rozpoczęli nierówną walkę z Niemcami, walcząc przez 63 dni, nie doczekali się jednak pomocy wojskowej ze strony Rosjan. Armia radziecka na całym froncie zawiesiła działania ofensywne przeciwko armii niemieckiej, skazując tym samym stolicę Polski Warszawę i jej mieszkańców na zagładę. Stacjonujące na prawym brzegu Wisły liczne wojska radzieckie patrzyły bezczynnie na zagładę Warszawy i jej mieszkańców.
Armia Krajowa stanowiła najliczniejszą armię podziemną podbitej Europy, licząc łącznie ok. 500 000 członków. Obszar Polski podzielony był na okręgi, w których działały poszczególne formacje Armii Krajowej. W rejonach wiejskich i leśnych tworzyli zwarte oddziały partyzanckie umundurowane i uzbrojone, podejmujące akcje zbrojne i sabotażowe. Niemal od pierwszych dni powstania ruszyła produkcja butelek zapalających i granatów. Poza produkcją własną uzyskiwano materiały wybuchowe z rozbrajanych niewypałów niemieckich pocisków. Usuwanie zapalników i pozyskiwanie materiałów wybuchowych z niewypałów było bardzo niebezpieczne.
Z dnia na dzień strzelaliśmy coraz celniej. Butelka z benzyną opanowywała bezkarność wroga, wzbudzała respekt, chłodziła zbrodnicze zapały.
W składzie sił podległych bezpośrednio Komendzie Głównej Armii Krajowej znajdowało się około 5 000 żołnierzy. W tym właśnie żołnierze Pułku „Baszta”. Pułk ten wraz z innymi zgrupowaniami w ramach 10 Dywizji Piechoty AK im. Macieja Rataja stanowił trzon Armii Krajowej Mokotowa.
„Jedynym oddziałem, który od początku potrafił się zmobilizować była „Baszta”. Początek był „Basztowy”, potem uaktywniły się inne oddziały, koordynując działania z „Basztą”.
Wspomnienia Powstańca Wojciecha „Bystrego” Militza
Walczyliśmy o przetrwanie, o życie. Dziewczyny walczyły razem z nami. …i często ginęły tak jak my.
Czynny udział polskich kobiet w walce o niepodległość ojczyzny jest mocno zakorzeniony w naszej tradycji narodowej. W czasie Powstania kobiety stanowiły około 10% Armii Krajowej.
Oprócz kobiet żołnierzy na pierwszej linii frontu działały powstańcze sanitariuszki, pracując bez wytchnienia w szpitalach i punktach medycznych. Niemcy i ich formacje kolaboranckie nie respektowały żadnych konwencji. Lista mordów na sanitariuszkach AK jest długa.
„Krew, coraz więcej krwi, całe kałuże wsiąkają w gruzy. Krew na ścianach okolicznych budynków, z których przed chwilą odleciał tynk. I cały czas ten duszący, słodki zapach krwi- tego nie można wytrzymać. Nie wolno patrzeć oczom, bo wszędzie zgroza, bo w oknach strzępy ludzi, bo nogi ślizgają się w mózgu, wnętrznościach. Nie wolno słuchać, bo jęki wydobywające się z tej góry poszarpanych ludzi są nie do pojęcia, nie do przyjęcia, bo może się wydawać, że one wydobywają się z naszego wnętrza, z jakiejś nadludzkiej niepojętej grozy. Chodzimy prawie jak lunatyczki, pracujemy jak automaty. Co znaczy nasza pomoc. Wygrzebani spośród szczątków ranni, odnoszeni do szpitala, leżą w długich kolejkach do sali, do stołu operacyjnego.
Nie ma żadnych ludzkich uczuć: ani strachu, ani odwagi - całkowita bezwola. Z przyzwyczajenia dźwigam nosze. Toruję sobie drogę głosem, mówię do ludzi, których widzę i nie widzę. I tylko zbawienne poczucie obowiązku”.
Wspomnienia Saniatriuszki Barbary „Oleńki”, „Baśki Wilta”, „Wilii” Bobrownickiej-Fricze
Powstanie Warszawskie było czasem młodych patriotów. W Powstaniu powszechnie uczestniczyły także dzieci. Chłopcy i dziewczęta pomagali przy budowie barykad, wspierali służby sanitarne i aprowizacyjne, byli łącznikami walczących oddziałów, kolporterami powstańczej prasy, kurierami poczty. Brali również udział w dyżurach przeciwpożarowych i gaszeniu pożarów. Byli ordynansami powstańczych dowódców oraz czyścili broń i nosili amunicję, a kiedy trzeba – walczyli. Nie ustępowali odwagą dorosłym. Butelkami z benzyną atakowali niemieckie czołgi. Wielu młodych żołnierzy ginęło w walce lub było zastrzelonych przez niemieckich strzelców wyborowych – „gołębiarzy”.
1 września 1939 roku III Rzesza, na mocy paktu Ribbentrop – Mołotow przewidującego podział Polski pomiędzy agresorów, zaatakowała Polskę na lądzie, morzu i w powietrzu. Kolejna wojna światowa stała się faktem.
17 września 1939 r. do Niemiec dołączył Związek Sowiecki, ignorując istniejące do tej pory umowy zawarte z Polską. Rozpoczęła się okupacja, przekraczająca swym okrucieństwem wszystko, czego Polacy doświadczyli w minionych wiekach.
Obaj okupanci realizowali politykę eksterminacji polskich elit. Od pierwszych dni mnożyły się deportacje, wysiedlenia, prześladowania oraz egzekucje. Za najmniejsze przewinienia groziła kara śmierci, więzienie lub obóz koncentracyjny.
Załamał się dotychczasowy porządek społeczny i moralny. W szkołach zakazano nauczania według polskich programów. Nauczanie zabronionych przedmiotów stało się jedną z głównych form walki z okupantem.
Warszawa, jako stolica, największe miasto, symbol oporu i centrum konspiracji stała się obiektem głównego ataku niemieckiego. Mieszkańcy Warszawy brali masowy udział w obronie stolicy. Warszawa skapitulowała 28 września 1939 r.
Jesienią 1939 r. powstały pierwsze organizacje konspiracyjne polskich oficerów, którzy uniknęli aresztowań przez Gestapo. Równocześnie powstała unikalna na skalę światową struktura podziemnego państwa. Zostały stworzone tajne struktury administracji państwowej, podziemne sądy.
Rzeczpospolita Polska była jedynym państwem podbitej przez Niemców Europy, które nie podpisało aktu kapitulacji wobec hitlerowskiej Rzeszy. Rząd polski opuścił kraj i podjął działalność na emigracji w Anglii. Tworzyły się polskie formacje zbrojne we Francji i Wielkiej Brytanii.
Polskie siły zbrojne uczestniczyły w większości kampanii wojennych i bitew II wojny światowej: w Europie, w Afryce Północnej, a od końca 1943 r. również na froncie wschodnim.
Decyzje odnośnie przyszłych losów Polski zostały podjęte na konferencji w Jałcie w lutym 1945 r. Daty 8 i 9 maja 1945 r. - są uznawane na świecie za moment zakończenia II wojny światowej, podczas której Rzeczpospolita Polska straciła łącznie 6.850.000 obywateli tj. ok. 20% całej populacji.
Przed wojną Warszawę nazywano Paryżem Północy – było to piękne, tętniące życiem miasto. W 1939 r. stolica Polski liczyła 1 289 000 mieszkańców, w tym około 32% Żydów.
Powstanie Warszawskie rozpoczęło się 1 sierpnia 1944 o godzinie 17.00. Powszechny terror niemiecki wpływał na nastroje i wolę podjęcia walki. Po pięciu latach okupacji i walki podziemnej Warszawa poczuła się wolna. Rozkwitały biało-czerwone flagi, z ulicznych głośników rozlegały się polskie komunikaty.
Niestety dramatem ok. 2,5 tys. powstańców była mała ilość broni, uzupełniana produkcją własną, zdobyczami na wrogu i zrzutami. Oznaczało to w praktyce, że uzbrojony był co dziesiąty powstaniec. W walkach często brały udział także dzieci. Czyściły broń i nosiły amunicję, atakowały niemieckie czołgi butelkami z benzyną. Naprzeciw młodych powstańców stały wyszkolone formacje niemieckie, liczące ok. 25 tys. żołnierzy, mające wsparcie artylerii, pancerników i lotnictwa.
Plan szybkiego opanowania Warszawy przez powstańców załamał się. W wyniku systematycznego ostrzału i bombardowań Stare Miasto, a następnie kolejne dzielnice zostały obrócone w gruzy.
2 października podpisano układ o zaprzestaniu działań wojennych. Żołnierze AK zostali wywiezieni do obozów jenieckich. Część warszawiaków wywieziono do Niemiec na roboty.
Po opuszczeniu Warszawy przez powstańców i ludność cywilną Niemcy kontynuowali dzieło zniszczenia, łamiąc postanowienia aktu kapitulacyjnego. Podzielili miasto na rejony i systematycznie wyburzali polską stolicę. W dzielnicach objętych Powstaniem uległo zniszczeniu około 85% budynków.
W Powstaniu zginęło przeszło 18 tys. powstańców i 180 tys. cywilów. Zniszczenie Warszawy –największego ośrodka oporu przeciw nowej okupacji – ułatwiło narzucenie komunistycznego systemu władzy oraz sowietyzację polskiego społeczeństwa.
„Wieczne są dyskusje, czy powstanie było potrzebne, czy niepotrzebne, czy musiało być, czy nie musiało być. Słuchajcie, myśmy żyli takim pięknym życiem – Powstanie musiało być, myśmy musieli w to wejść. To było nie do uniknięcia, byliśmy przepełnieni zapałem i wiedzieliśmy, że musimy wyrównać z Niemcami rachunki.”
„Zobaczyłyśmy pełno trupów, naokoło leżeli i płot z drutu kolczastego, tam wisiały zwłoki. Oni byli w kombinezonach, bo na Mokotowie były niebieskie kombinezony. Było widno, to był już 27 wrzesień, dzień kapitulacji. Myśmy leżały twarzami do ziemi i były karabiny maszynowe, to pamiętam, w nas wycelowane. Miałam świadomość, że to jest koniec, bo nie ma innego wyjścia”.
„Najtrudniejsze moje wspomnienie, które mnie bardzo dotknęło, to był moment kapitulacji, kiedy byłem ranny, leżałem w piwnicy i dowiedziałem się, że Powstanie upadło, a na Mokotowie jako jedno z pierwszych. Największą satysfakcję sprawia mi to, że tak długo walczyliśmy, że aż do takiego momentu doszło. Nie poddaliśmy w się w sposób jednoznaczny rezygnując z walki. Do ostatka mieliśmy nadzieję, że ktoś nam przyjdzie z pomocą”.
„Warszawę po powrocie zastałem straszną, na samo wspomnienie robi mi się niedobrze. To było coś okropnego. Zastanawiałem się, czy to jest możliwe, żeby to miasto było jeszcze przywrócone do życia. Ale już po roku wiedziałem, że tak będzie, miałem takie przeświadczenie”.
Początki zgrupowania AK „Baszta” sięgają listopada 1939 r., kiedy w harcerskich kręgach na Żoliborzu zawiązany został przez harcmistrza Ludwika Bergera oddział konspiracyjny. Wkrótce stale rozwijający się batalion wraz z innymi oddziałami AK przekształcił się w pułk „Baszta”. Jego głównym zadaniem było zdobywanie broni oraz innego sprzętu wojskowego na potrzeby akcji zbrojnych. Na początku 1942 roku „Baszta” weszła w struktury Armii Krajowej. Liczebność oddziału wzrosła do ok. 1500 żołnierzy podzielonych na pięć kompanii. Jako teren operacyjny pułku na wypadek wybuchu powstania wyznaczono obszar Górnego Mokotowa.
1 sierpnia 1944 roku, w dzień wybuchu Powstania Warszawskiego, pułk liczył już 2200 osób. Wśród nich znalazł się osiemnastoletni Ryszard Łazarski – przyszły Założyciel Uczelni Łazarskiego.
Pomimo ofiarnych walk, pułk został zmuszony do kapitulacji. Części żołnierzy udało się przedostać do bezpieczniejszych obszarów miasta, reszta trafiła w ręce Niemców. Pomimo obietnic stosowania się do przepisów konwencji genewskiej, naziści rozstrzelali 120 powstańców. Ogromna grupa Polaków została przewieziona do obozów koncentracyjnych. Wśród internowanych znalazł się również Ryszard Łazarski. Początkowo trafił do Niemiec, a następnie przetransportowano go do Szwecji. Do ojczyzny wrócił dopiero po wojnie.
Za zasługi podczas Powstania Warszawskiego pułk „Baszta” został odznaczony Srebrnym Krzyżem Orderu Virtuti Militari.
Od momentu założenia przez Ryszarda Łazarskiego uczelni w 1993 roku jej władze utrzymują ścisłą współpracę z pułkiem „Baszta” i pielęgnują pamięć o bohaterskich walkach powstańców.
Wspomnienia Powstańca Pana Eugeniusza Tyrajskiego – żołnierza Pułku AK "Baszta":
„Baszta” narodziła się w gimnazjum Poniatowskiego na Żoliborzu. Najpierw był to batalion, a następnie pułk „Baszta”. Należy wiedzieć, że nazwa „Baszta” nie pochodzi od żadnej baszty. Rozrastająca się kompania „Howerla” została przekształcona w batalion, który ze względu na bardzo dobre wyniki szkoleniowe został przejęty przez Komendę Główną Armii Krajowej jako batalion sztabowy BA-SZTA. Stąd wzięła się nazwa batalionu, a następnie pułku. Później dopiero wykorzystano skojarzenie z nazwą "baszta", której symbol znajduje się na znaczku pułku.